Są miejsca, gdzie praca staje się powołaniem, a codzienne wyzwania przekształcają się w życiową misję. Dom opieki prowadzony przez Katarzynę Szubert to nie tylko miejsce, gdzie seniorzy otrzymują profesjonalną pomoc, ale przede wszystkim przestrzeń pełna miłości, wzajemnego zaufania i niesamowitych historii. Jak wygląda życie w takim miejscu i co sprawia, że pani Katarzyna nazywa podopiecznych swoimi dziećmi?
Jak to wszystko się zaczęło?
– Mój dziadek pracował jako kierowca, a jego autokar zatrzymywał się przy domu seniora. Mając 13 lat rozpoczęłam swoją przygodę z wolontariatem. Kontakt ze starszymi osobami szybko stał się dla mnie czymś więcej niż pasją – stał się sensem mojego życia – wspomina właścicielka. Pani Katarzyna od ponad dwóch dekad związana jest z opieką nad seniorami. Jak sama podkreśla, praca ta wymaga nie tylko wiedzy i umiejętności, ale przede wszystkim ogromnego zaangażowania, cierpliwości i serca. – Dla mnie seniorzy stali się jak moje dzieci. Nie wyobrażam sobie dnia bez rozmowy z nimi, przytulenia czy wsparcia – mówi.
Przełamywanie barier
Dom opieki prowadzony przez panią Katarzynę to wyjątkowe miejsce. Pacjenci nazywani są po imieniu, a atmosfera przypomina raczej rodzinny dom niż placówkę medyczną. – Staramy się, by każdy czuł się tutaj jak u siebie. Nie mówimy do pacjentów pan czy pani, bo to stwarza dystans. Relacje muszą być ciepłe i bliskie – to jedyny sposób, by zdobyć ich zaufanie – dodaje właścicielka. Praca z seniorami to nie tylko wyzwania emocjonalne, ale też logistyczne i finansowe. Placówka zmaga się z rosnącymi kosztami utrzymania, a mimo to standard opieki pozostaje na bardzo wysokim poziomie. – To nie jest biznes przynoszący duże zyski. Czasem mam wrażenie, że to bardziej hobby niż praca. Utrzymanie placówki wymaga ogromnych nakładów finansowych, zwłaszcza zimą, gdy koszty ogrzewania sięgają nawet 70 tysięcy złotych miesięcznie – informuje Katarzyna Szubert. Znalezienie odpowiednich pracowników to jedno z największych wyzwań w tej branży. – Nie każdy nadaje się do tej pracy. Słyszę czasem: Opiekowałam się mamą czy ciotką, więc dam radę. Ale to nie wystarcza. Trzeba mieć w sobie pasję i cierpliwość, inaczej nic z tego nie będzie – podkreśla właścicielka. Jednym z najbardziej wzruszających aspektów pracy z seniorami jest obserwowanie ich przemian. – Mamy pacjentkę, która przyjechała do nas w stanie krytycznym. Rodzina już się z nią żegnała, ale dzięki emapatycznej opiece i odpowiednio dobranych lekach, żyje do dziś. Lekarze byli w szoku – opowiada.
Patrząc w przyszłość
Pomimo wyzwań finansowych i organizacyjnych, pani Katarzyna nie planuje rezygnacji z prowadzenia placówki. Rozważa rozbudowę lub przeniesienie domu opieki do większego budynku, co pozwoliłoby przyjąć więcej pacjentów. – To moje życie i pasja. Każdy dzień z moimi pacjentami to wyzwanie, ale i ogromna satysfakcja. Widzę, że ich miłość i wdzięczność wracają do mnie każdego dnia – na zakończenie dodaje Katarzyna Szubert.
Bartosz Parchoniuk